Gdy dojezdzalismy do ostatniego klienta dowiedzialam sie, ze za rogiem znajduje sie najwieksza swiatynia buddyjska w Tokyo -Zojoji. Oczywiscie dowiedzialam sie rowniez, ze spotkanie nie zajmie nam wiele czasu, wiec potem moge sobie isc pozwiedzac… Tratatata srali muszki bedzie wiosna… Spotkanie sie przeciagnelo…. Swiatynie zobaczylam od zewnatrz, zdjecie zrobilam, ale wyszlo nieostre bo po ciemku I w pospiechu I w deszczu… buuuuuuuuuu
Ta wieza za swiatynia i widoczna na zdjeciu ponizej stanowi podobno najwyzszy punkt widokowy Tokyo.
Spotkal mnie dzis jeszcze pech zwiazany z deszczem. Otoz z okna biura jednej z firm, ktora odwiedzilismy dzis widac gore Fuji-san. Niestety nie dzis…
No ale chlone Japonie od innej strony. Jezdze metrem, pociagiem Shinkansai (jeden z najszybszych na swiecie) zre japonski chleb powszedni, spotykam arcy milych ludzi, klaniam sie im jak rasowy japoniec I jest git!
Na dwoch ponizszych zdjeciach widac stacje szybkiego pociagu podmiejskiego. Na pierwszym widac nawet te sciezki o ktorych pisalam wczesniej. Tutaj namalowane, w innych miejscach sa np. wybrukowane.
Dzis nawet jadlam obiad zapracowanego Japonczyka. Otoz delikwenci, ktorzy pozno wracaja do domu kupuja sobie obiadek, lub lunch w pudelku. Pudelko jest bardzo estetyczne, podzielone na przegrodki, w ktorych znajduja sie smakowitosci. Na stacjach kolejowych wybor tzw. skrzyneczek Bento jest ogromny.
A teraz jestem juz niedaleko Osaki w Kusatamo.
O, bylabym zapomniala. Otoz obok mojego pierwszego hotelu znajdowala sie mala, stara i podobno bardzo slynna swiatynia. Oczywiscie wtedy gdy ja mialam czas by ja zwiedzic byla nieczynna. Postanowilam wiec wstac wczesnie rano i choc zobaczyc ja po tzw. “jasnoku”. Nastawilam, wiec budzik na 6:30 i wstalam o 7:40... Dwadziescia minut przed spotkaniem, a trzeba sie bylo jeszcze wybrac, spakowac i cos zjesc...
A teraz cos o kibelkach. Otoz ten ktory wam pokazalam nie byl najbardziej zaawansowany technologicznie bo mial wbudowany jedynie bidet, spray, podgrzewanie sedesu (zeby sie nie nabawic ostrego zapalenia posladkow) i tyle. Okazuje sie, ze sa tez kibelki z zagluszaczem. Otoz Japonczycy wstydza sie bardzo odglosow jakie wydaja przy wydalaniu produktow przemiany materii w kazdym stanie skupienia (tj. stalym, cieklym czy gazowym). Gdy taki wstydliwy delikwent przychodzi do ubikacji publicznej moze sobie wlaczyc odgos spuszczania wody i spokojnie oddac sie czynnoscia fizjologicznym :D
Dzis tez popelnilam mocne faux pas gdy to wyciagnelam w pociagu komorke i zadzwonilam z niej do szefa. Otoz jest to w srodkach komunikacji publicznej bardzo niestosownym zachowaniem I w sumie slusznie. Pamietam, ze za moich studenckich czasow gdy komus komorka w tramwaju zadzwonila to wstyd to byl na calego. Wogole malo sie tutaj widzi ludzi rozmawiajacych publicznie przez telefon.
A tutaj jeszcze pan Policjusz nadzorujacy porzadku w metrze. Maly jest to sobie stoi na stoleczku.
A to z dedykacja dla mojego kochanego mezusia:) Witraz na stacji kolejowej.
Dobra, ide spac bo juz prawie druga w nocy..
Wiem, ze notka jest kijowo sformatowana, ale juz nie mam sily walczyc z bloggerem.
Dobranoc!
O, Piekna Pani, nic dodac, nic ujac! Czad normalnie!!
ReplyDeleteMam nadzieje, ze jak wrocisz, to pokazesz reszte zdjec.
Buziaki!!
pisiek
Super sprawa Marysiu, fajne te twoje relacje z podrozy (lepsze nawet niz wuja Matta z fraglesow), dwa wpisy tylko a Japonia jakże nam bliższa:), zdjęcia są bardzo sugestywne, też chce tam pojechać! Jak doczekam w nauce do 2001 to może mi się uda, bo mamy konfę tam dużą.
ReplyDeleteKibelki wspaniałe, jak zostaniemy drugą Japonią, to kupimy taki Piśkowi na urodziny;)
Baw się jak najlepiej i kolekcjonuj wrażenia, opowiesz nam w długie zimowe wieczory;)
I bezpiecznego powrotu jeszcze.
z poważaniem - Pikutek
tfu 2011 oczywiście, 2001 już doczekałam...
ReplyDeleteO tak, taki kibelek z podgrzewana deska, to ja bym chetnie chciala miec!
ReplyDeletepisiek
No kurde, dzięki Twoim opowieściom się czuję jakbym tam była! Pisz więcej, pisz! :)))
ReplyDeletePozdrawiam z Polski!!!!!!! :)