Saturday 14 November 2009

Kyoto

Jutro wracam do domu, do moich Babelkow, do Pedrita, ktorego mi tutaj szalenie brakowalo i do mamy.

Dzis bylam w Kyoto. Zobaczylam mniej niz 1/20 z tego co mozna zobaczyc, ale i tak to co widzialam przeroslo moje oczekiwania i spelnilo marzenie z dziecinstwa, by choc raz przejsc sie po japonskim domu, prawdziwym ogrodzie, zobaczyc bambusowy mostek przewieszony nad strumykiem... I to wszystko stalo sie dzis. Ja, mala dziewczynka z Miasteczka Slaskiego chodzilam po miejscach jakie z zapartym tchem ogladalam w serialu “Osin”. Patrzac ze wzniesienia na ogrod i domy wokol srebrnego pawilonu lzy strugami ciekly mi po policzkach. Ja tu MUSZE wrocic! MUSZE!!! Stanie sie to za jakies 8 – 10 lat, najpozniej. Gdy dzieci beda juz na tyle duze by moc w pelni swiadomie sie cieszyc z takiej wyprawy i nie beda nam zagluszaly wycieczek wiecznym marudzeniem ze nogi bola.

Wszystkie pozytywne wrazenia byly ogromnym pocieszeniem po zmaganiach z komunikacja publiczna w Kyoto. Po miescie tym, niestety, trzeba poruszac sie autobusami, ktore jak wiadomo, maja ta wade, ze stoja w korkach, wiec czas na przejazd z A do B zajmuje bardzo duzo czasu. Dwa, nie jezdza tak czesto jak metro. Trzy, w Kyoto, w przeciwienstwie do Osaki, wszystkie stacje autobusowe na mapie sa opisane po japonsku. Najbardziej turystyczne miasto Japonii a nawet porzadnej mapy dla turystow nie maja. Po Osace czlowiek porusza sie bez trudu bo wszedzie sa napisy po lacinie, natomiast Kyoto... szkoda gadac. No ale na szczescie mieszkaja tam Japonczycy, a to tak mila nacja, ze musze jeszcze raz o tym wspomniec. Otoz, za kazdym razem gdy bylam bez Setsuko ktos do mnie podchodzil z pytaniem czy nie trzeba mi pomoc. Gdy sama potrzebowalam pomocy zwracalam sie do kogokolwiek i nigdy mi tej pomocy nie odmowiono. Nieznajmosc jezyka nigdy nie byla przeszkoda. Raz jeden chlopak przeszedl ze mna dobre dwa kilometry zeby mi pokazac wlasciwa droge w metrze, a wcale nie bylo to po jego drodze! Sa bardzo mili, uczynii, grzeczni i zawsze usmiechnieci. Dlaczego ne wyszystkie nacje takie sa?

No ale do tematu. Otoz widzialam bardzo duzo, ale zdjec duzo nie pokaze. Widze, ze blogger robi z nich sieczke, a szkoda mi naprawde fajnych zdjec (po kliknieciu zdjecia sie powiekszaja). Dlatego tez wrzucam pare, a jak wroce do domu to wrzuce inne przez LiveWriter’a (ten program lagodniej obchodzi sie ze zdjeciami).

No to zaczynam.

Swiatynia Ginkakuji








Potem spacerowalam wzdloz drogi filozofow.
Gdzie zagladalam do (chyba) bogatego japonskiego domu .


Na lunch (i kolacje tez) zjadalam sobie japonszczyzne z bento. Och jak mi tutejsze jedzenie smakuje!

Potem zwiedzalam na boskaka swiatynie Eikando.




A na koniec udalam sie do swiatyni Kiyomizu.


A tutaj widac, ze to naprawde bylam ja ^^
Wspominalam juz, ze bardzo smakuje mi japonskie jedzenie. Wiedzialam, ze Japonczycy pija zielona herbate, ale nie mialam pojecia, ze ta herbate dodaje sie do praktycznie wszystkiego. Jadlam juz makaron soba z zielona herbata, widzialam chleb i ciastka z zielona herbata, widzialam ptysie nadziewane kremem z zielona herbata, podobno jest sos na bazie tej herbaty. A dzis zjadlam lody o smaku zielonej herbaty... Przezornie wzielam sobie pol na pol z waniliowymi. Trzeba sie bylo do tego smaku przyzwyczaic, ale nie bylo to wcale zle!
Pamietacie jak wspominalam o koslawo chodzacych japonkach. Nizej jest przyklad. Ta dziewczyna co prawda stoi, ala jak tylko ruszyla to nie zmienila pozycji stop tyko dodatkowo zgiela kolana.

A tutaj dla kontrastu zdjecie z Kyoto, tego bardziej wspolczesnego.

4 comments:

  1. Śliczne zdjęcia, niesamowity klimat, no i przypomnialas mi o Osin, razem z moja siostra uwielbialysmy ten serial i bawilysmy sie razem w Osin;)
    Z zapartym tchem śledziłam twoje japońskie przygody i chętnie kiedyś wpadnę na zdjęcia:) Bezpiecznej drogi! Pikutek

    ReplyDelete
  2. Zdjęcie z mchem wymiata :)
    a lody ech looody zjadłabym ... mam slinotok

    ReplyDelete
  3. Świetne historie i przecudne zdjęcia!!! Już zakochałam się w Kyoto....
    Ten listek klonu w misie CUDNY!!!!

    Mogę coś powiedzieć o tych figurkach dziecięcych z poprzedniego postu. Nazywają się Mizuko Jizo i jest to coś w rodzaju nagrobków ( ale nie grobów jako takich) poświęconych dzieciom nienarodzonym. Utraconym z powodów różnych - poronień, ale też aborcji. Piękny zwyczaj, jak tak się zastanowić....
    Pozdrawiam!!!

    ReplyDelete
  4. Dzieki dziewczyny!

    Niedzielko, dzieki za wyjasnienie! Myslalam, ze o cos takiego chodzi. Faktycznie piekny zwyczaj.

    ReplyDelete

Thanks a lot for your comments!/ Bardzo dziekuje za komentarze!